rumiana . wielokrotnie zwodziła ją ładność i brała w swoje syrenie władanie . a zakręt , który jest w niej , nigdy nie będzie prostą . tak wygląda utożsamiony internet . jest łazarzem . poniekąd ci o tym opowie . sztuka jest sztuką . a wszystko inne , jest wszystkim innym . puzzlement . mistrustful . if you let your mind take form , it becomes localized . when you feel that happen , return and come back to a formless state .


23 września 2010

Prasa o spektaklu "Grotowski - próba odwrotu" w reż. Tomasza Rodowicza / Teatr Chorea z Łodzi

«Tomasz Rodowicz o spektaklu: Ten projekt jest ekscytujący i ryzykowny zarazem: "Jerzy Grotowski - największy rewolucjonista teatru XX wieku." Wracam do Grotowskiego po tylu latach trochę z powodu buntu wobec tego, co z tą postacią zostało zrobione, a trochę z powodu poczucia, że jestem mu coś winien - po ludzku, ale przede wszystkim artystycznie. Po zobaczeniu jego Apocalypsis cum figuris w 1974 roku, zdecydowałem, że muszę robić teatr - bez odwrotu. Czuję, że dzisiaj mam potrzebę konfrontacji z jego praktycznymi dokonaniami, z jego myślą o teatrze, aktorze, człowieku, religii, ale nie poprzez kolejne wspomnienia, sympozja i seminaria, a poprzez praktykę ludzi, którzy chcą robić teatr i chcą wiedzieć, czy mają z nim jakiś związek, czy nie. Czy są to zamknięte drzwi, czy może został jakiś rodzaj rysy, śladu, niepokoju, piętna i dziedzictwa, wobec którego trzeba stanąć i okazać się go wartym albo się z nim zmierzyć i odrzucić?

Pracę nad tym projektem rozpocząłem z ludźmi, którzy ze względu na swój wiek nie mieli żadnego kontaktu ani z Grotowskim, ani z jego praktyką teatralną, parateatralną czy z okresu "sztuki jako wehikułu", ani z jego aktorami, czy kontynuatorami pracy. Wiedzieli o Grotowskim tyle, ile każdy przeciętny młody człowiek, czyli prawie nic. W większości przypadków ich postawa była zdystansowana. Raczej umiarkowane zainteresowanie niż fascynacja. Dla nich ten człowiek, który przewrócił światowy teatr do góry nogami, to obca, historyczna i zarchiwizowana figura kulturowa. Była to idealna sytuacja wyjściowa. Ludzie ci gotowi byli bez ideologii i uprzedzeń rozpocząć pracę nad sprawdzaniem, kim lub czym jest dla nich Grotowski. Każdy z aktorów/performerów próbował znaleźć odpowiedź na ważne dla siebie samego pytanie: na przykład o to, jak ma się myśl Grotowskiego o aktorze, do pro-egocentrycznej edukacji studentów szkół teatralnych? Czy idea teatru, jako spotkania może mieć jakikolwiek punkt styczny z dzisiejszym polskim katolicyzmem? Czy można "wspierać się" Grotowskim w szukaniu własnej, osobistej tożsamości? W jakim stopniu jego zasady pozostają aktualne w murach szpitala psychiatrycznego? Czy można robić teatr/spektakl nie chcąc być aktorem? Najprawdopodobniej każda inna grupa ludzi stawiałaby inne pytania.

Ja pytam, czy w jego spuściźnie zostało cokolwiek, co ma znaczenie dla tych młodych ludzi? Jeśli tak, to należy to skonfrontować z ich myśleniem o sobie, o życiu, o teatrze i sztuce, i to oni sami się z tym zmierzą. Ja będę tylko między nimi chodził i będę mówił, czy wierzę, czy nie wierzę.

Stąd





Co nam zostało po Jerzym Grotowskim?
"Grotowski - próba odwrotu" w reż. Tomasza Rodowicza w Teatrze Chorea w Łodzi. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.
Dziennik Gazeta Prawna nr 172 - Kultura

«To być może najważniejszy spektakl polskiego offu w ostatnich latach. Uciekinier z Gardzienic Tomasz Rodowicz i jego młodzi aktorzy z łódzkiej Chorei pytają: co nam zostało po Jerzym Grotowskim?

Pamiętacie, jak mali ministranci czytają na mszy Ewangelię? Jak dają się ponieść melodii tekstu, jak nieświadomie zacierają stare sensy, a odkrywają nowe? Któryś sylabizuje trudne biblijne imię, po innym słowa spływają jak strugi deszczu, trzeci naśladuje podniosłą intonację księdza proboszcza.

Gdy oglądałem najnowszy spektakl Chorei, nie opuszczało mnie skojarzenie, że ludzie teatru, którzy dziś sięgają po myśli Grotowskiego, próbują przetestować jego doświadczenia, są w pewnym sensie tak samo bezradni jak ci biedni ministranci. Bo zderzają się z jakąś nieprzekładalną na współczesne realia mądrością. Bardzo szybko odkrywają, że powtarzanie drogi Grotowskiego grozi epigonizmem i autyzmem, raczej przeszkadza, niż pomaga w uprawianiu teatru. A przecież Grotowski jest ważny. Trzeba go czytać i próbować rozumieć. Świadom tych niebezpieczeństw Tomasz Rodowicz postanowił nie uczyć swoich młodych aktorów, kim był Grotowski. Lider Chorei założył, że jego zespół zmierzy się z tekstami Grotowskiego potraktowanymi jak materiał literacki. Szóstka dwudziesto-kilkulatków z Łodzi sama wybrała najbardziej ich zdaniem frapujące fragmenty, Rodowicz dołożył do scenariusza relacje ze swoich spotkań z "Grotem": słuchamy m.in. wstrząsającego zapisu nocnej rozmowy z wątpiącym i słabym prorokiem, u którego zdiagnozowano poważną chorobę. Wspomnienia Rodowicza i sentencje odkryte przez młodych rozpięto na stelażu działań fizycznych typowych dla postgardzienickiego warsztatu Chorei. Aktorzy działają na scenie jako grupa, formują gimnastyczne figury i konstelacje ciał, tańczą, śpiewają. Przebrani w białe fartuchy pielęgniarzy próbują leczyć siebie samych receptami Grotowskiego: i jedne ich otwierają, stają się na krótki rozbłysk jasne i czytelne, inne pozostają niezrozumiałe. Najbardziej bluźnierczy zabieg przedstawienia to zrównanie manifestów "Grota" z osobistymi wyznaniami aktorów: mówią o własnym alkoholizmie, odkryciu tożsamości seksualnej, molestowaniu w dzieciństwie, problemach z miłością i równowagą emocjonalną. Niby to inny język, inna materia, bo przecież Grotowski mówi w spektaklu o teatrze, ćwiczeniach, kulturze, posłannictwie i religijności człowieka, a oni o dzieciństwie, wstydzie i strachu, ale nieoczekiwanie te dwa strumienie tekstów spotykają się w jednym punkcie. Tym punktem jest ludzkie ciało. Jedyne, co człowiek naprawdę posiada. I nie ma znaczenia, czy to będzie podtrzymywane jedynie siłą woli schorowane ciało starego Grotowskiego, czy skóra jednej z aktorek Rodowicza Małgorzaty Lipczyńskiej z agresywnym tatuażem na piersi. Z zazdrością patrzyłem, jak kapitalnie skomponowany jest zespół Rodowicza, jak trzy dziewczyny i trzech chłopaków uzupełniają się, przekuwają własne prywatne wady w sceniczne zalety (ktoś się jąka, ktoś walczy z nieśmiałością, ktoś próbuje zapanować nad emocjami). Każda z ich solowych etiud to zarazem spowiedź i zaliczona lekcja z nauk Grotowskiego. Teksty "Grota" w lekturze uderzają porażającą logiką wywodu i zarazem blokują czytelnika dziwnym połączeniem filozoficznego hermetyzmu i zapisu rytualnej praktyki. Kiedy słucha się ich na scenie - zyskują nieoczekiwany poetycki walor. Najpiękniejszą sceną przedstawienia jest ta, w której dziewczyna (Julia Jakubowska) wędruje po labiryncie utworzonym ze słów i ciał jej rówieśników. Każdy wypowiada strzęp słowa Grotowskiego, droga dziewczyny trwa tak długo, dopóki nie ułoży się zdanie o szukaniu Boga, o miłości, szacunku i wierze w drugiego człowieka. Na finał półnadzy aktorzy, do których przyłącza się sam Rodowicz, śpiewają "Niech żyje bal", podobno ulubioną piosenkę Grotowskiego, i skaczą z teatralnego szafotu na symboliczny śmietnik. Teatr ich zżera, życie dręczy, ale i tak ten skok jest wszystkim, co mają. To po to Grotowski odszedł z teatru, żeby inni mieli siłę w nim wytrwać.»



Pokój z niepokojami po Grotowskim
"Grotowski - próba odwrotu" w reż. Tomasza Rodowicza Stowarzyszenia Teatralnego Chorea na I Festiwalu RETRO/PER/SPEKTYWY. Chorea w Łodzi. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.



«Odpowiedzi Grotowskiego nie przydają się dziś na wiele. Ale moment postawienia sobie pytań, z którymi się mierzył, może zaważyć na dalszym życiu. Wtrąca w samotność. Młodzi artyści teatru Chorea znaleźli w Grotowskim wspólnika w walce z tym wyobcowaniem.

Nie dlatego, że był mistrzem. Kto to w ogóle widział, kto to jeszcze pamięta.... Nie dlatego, że pozostawił teorię, metodę, technikę gry aktorskiej. Podręczniki ze skryptami jego "nauk" to zazwyczaj hochsztaplerka.

Szóstka młodych artystów teatru Chorea sięgnęła po Grotowskiego, bo współbrzmiał z ich poczuciem wyobcowania i zagubienia. Bo stawiał sobie i innym ekstremalne wymagania, mając jednocześnie świadomość, ile razy zawiódł i został zawiedziony. Znaleźli w nim partnera do rozmów na krępujące tematy.

Próba odwrotu od Grotowskiego to dla Chorei próba podsumowania własnych pięciu lat działalności. Mniej na zasadzie artystycznej, a bardziej ludzkiej. Zamiast montować fragmenty starych spektakli, badają, kim stali się przez ten czas. Czy zrozumieli, na czym polega aktorstwo? Czy doświadczyli czegoś autentycznego? Z jakimi intencjami i problemami rozpoczęli wspólne działanie?

W otwierającej scenie stoją przy barze z europalet, gotowi opowiedzieć najbardziej bolesne i wstydliwe historie ze swojego życia. Zły dotyk. Porzucenie przez rodziców. Odkrycie orientacji homoseksualnej. Ale wyznania brzmią zaskakująco mizernie, banalnie. Wszystko już było. Słowa jakoś nie działają.

Szóstka artystów próbuje więc dalej. Fizycznie. Łączą elementy jogi i sztuk walki, contact improvisation i własnych, prowadzonych w Chorei badań nad ruchem, tańcem i śpiewem antycznym. Przebrani w białe kitle zmieniają się w zespół laborantów, który za obiekt badań przyjął samego siebie. Nie Grotowskiego. Nie kombatanckie opowieści o podejrzanym "guru i szamanie, który poprzetrącał tyle ludzkich życiorysów". Ale stosują też terminy i cytaty z tekstów Grotowskiego. "Pamięć ciała" okazuje się praktyczną kategorią życiową, jeśli trzeba ocenić, "czy ten pan faktycznie mnie kiedyś dotykał, czy ktoś ma interes, by wmówić mi po latach nieistniejącą traumę". Pojawiają się słowa: "performer", "wehikuł", "technika", "nieprzyzwoitość". Ale to wszystko nie tak. Poza jednym. Słowo "samotność" brzmi mocno i dramatycznie.

Wokół nich krąży reżyser Tomasz Rodowicz. Przyczaja się. Kuca w rogach. Okrąża. Przygląda się z uwagą i niedowierzaniem. Podstarzały podglądacz szarpiącej się młodości czy opiekun?

Czasem piękna, spocona aktorka usiądzie mu na kolanach, wykrzykując oskarżycielsko własne lęki i pretensje do całego pokolenia skompromitowanych autorytetów. Czasem ktoś oprze się na nim w bardziej skomplikowanej figurze gimnastycznej. W końcu sam razem z resztą aktorów da się zrzucić z baru-podestu na worki ze śmieciami. Spokojnie odczeka w ogonku na swoją kolej i stoczy się w dół.

Rodowicz, który zakładał Choreę razem z grupką dawnych współpracowników Gardzienic, jako jedyny znał Grotowskiego. Przypadek zetknął ich w latach 80., gdy młodemu muzykowi, filozofowi, społecznikowi skoncentrowanemu na Beatlesach i pracy z narkomanami nie przyszło jeszcze nawet do głowy zajmować się teatrem. Przez kilkanaście lat okazjonalnie współpracowali, wpadali na siebie, gubili się, kłócili.

Gadali, gadali, gadali. Spotkali się kiedyś przypadkiem w szpitalu w Chicago, gdzie Grotowski usłyszał przygnębiającą diagnozę - najwyżej parę lat normalnego życia, to wszystko. Rozmawiali całą noc. Po wielu godzinach Rodowicz wrócił do siebie spisać monolog Grotowskiego. Nie wracał do tego wspomnienia przez lata. W spektaklu przyznaje się jednak, że być może nigdy nie opuścił tamtego pokoju, gdzie wiedziony pozaintelektualnym impulsem przelewał na kartki słowa Grotowskiego. Najprostsze, infantylne pytania, napięcie nakazujące jeszcze raz, od początku, na własny użytek kwestionować sprawy oczywiste - to wszystko pozostało.

Ściany owinięte folią, w rogu wózek inwalidzki, nad sceną kroplówka odmierzająca czas.

Nie ma odwrotu. Nie od Grotowskiego, ale od tych chwil szczególnej intensywności, gdy wszystko się jednocześnie załamuje i wyjaśnia. Gdy trzeba wszystko w sobie zakwestionować, zawstydzić się sobą, nie zgodzić się na siebie. Grotowski umiał wywoływać te stany właśnie dlatego, że sam ich szukał i doświadczał. Nie mógł nikogo wyleczyć z samotności, w którą nieuchronnie wtrącają podstawowe pytania. Spektakl Chorei także nie ma działania terapeutycznego. Jest zaproszeniem do pustego pokoju, gdzie każdy usłyszy dokładnie te głosy, które najchętniej by w sobie zagłuszył.»

"Pokój z niepokojami po Grotowskim"
Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza nr 192 online
18-08-2010
 Stąd

Wysokie Obcasy Joanna Derkaczew poleca 'Grotowski - próba odwrotu', reż. Tomasz Rodowicz, Stowarzyszenie Teatralne 'Chorea' w Łodzi

Nieważne, że Grotowski. Czy może raczej - nieważne, że TEN Grotowski, o którym pisze się prace naukowe, któremu zakłada się instytuty, wokół którego zorganizowano dziesiątki dyskusji podczas jubileuszowego Roku Grotowskiego 2009. Ważne, że popełniał te same błędy, że miał chwile słabości, że wychodził z kryzysów tylko po to, by popaść w następne. Szóstka młodych aktorów teatru Chorea spotkała kogoś, z kim można pogadać. Właśnie dlatego, że nie był nigdy tajemniczą legendą. Dręczył siebie. Dręczył innych. Odkrywał, by zaraz porzucić, otwierał, by zatrzasnąć z rozczarowaniem bądź nonszalancją. 'Grotowski - próba odwrotu' to dla obchodzącej pięciolecie Chorei spektakl osobisty. Sporo w nim wyznań na granicy ekshibicjonizmu. Sporo fizycznego ekstremizmu, walki z ciałem, rozpaczliwego szukania kontaktu i porozumienia poprzez ruch. Młodzi artyści mocują się ze sobą, cytatami z Grotowskiego mówią o własnym niedopasowaniu. Najbardziej intymny przerywnik stanowią wspomnienia starszego od nich o kilka dekad reżysera Tomasza Rodowicza - wspomnienia z jednej nocy spędzonej z Grotowskim w szpitalu w Chicago. Moment przełomowy. Moment zakwestionowania pewników, wytrącenia z równowagi. Moment, który - jeśli się przydarzy - nie kończy się nigdy. Grotowski żył w takim momencie ciągłego zakwestionowania. Rodowicz próbował przez lata oddalić od siebie to destabilizujące doświadczenie. Co zrobią ze swoimi przełomami 20-letni aktorzy?

Stąd
Make the world to believe in you and to pay heavily for this privilege. Gilbert & George

Szukaj na tym blogu