"Wygrałam rolę w rewii słynnej Josephiny Baker. To była kobieta wulkan. Tańczyła cały dzień, a gdy my już padałyśmy z nóg przynosiła nam sandwicze i coca-colę. Jedzcie dziewczyny i tańczymy. Szkoda czasu. Mieliśmy mieć światowe tourne. Sześć miesięcy w Paryżu, sześć w Londynie i sześć w Nowym Yorku. Na premierowy występ w Paryżu przyjechała księżna Monaco. Paryż oszalał. Bilety osiągały niewyobrażalne ceny. Reżyser spektaklu stawiał tylko jedno żądanie: nie wolno nam było pod żadnym pozorem przyjmować zaproszenia Baker do baru. Takie samo polecenie miał cały personel teatru i hotelu. Baker dużo piła, ale miała jedną zasadę. Nigdy sama. Szukała towarzystwa. I to było pamiętam po 13 spektaklu w Paryżu. Przyszła do mnie: Krystyna, zapraszam Cię na drinka. A ja wtedy za kulisami po występie karmiłam piersią Baltazara. A co to takiego? - pokazała ręką na polski becik. Rozumiem, nie możesz. I poszła sama do hotelu spać. Poranna prasa informowała tylko o jednym. Tej nocy Josephine Baker usnęła na wieki. A ja wróciłam na castingi."
Krystyna Mazurówna "Burzliwe życie tancerki"
Fenomenalne choreografie, które sama tworzyła, przyniosły jej sławę. Pokazała, jak można tańczyć jazz. W duecie z Gerardem Wilkiem podbiła serca Polaków. Serca paryżan – powoli i sama.
U szczytu popularności, jesienią 1968 roku, zniknęła z ekranu i sceny - wyjechała z Polski. W Paryżu założyła własną grupę Ballet Mazurowna, tańczyła z Josephine Baker, była solistką Casino de Paris, ale też szatniarką, bileterką, kierownikiem budowy. Mężczyźni kochali się w niej na zabój, kilku sławnych poślubiła. Jej życie to wielka przygoda. Wciąż pracuje, podróżuje, planuje. Wychowała troje dzieci. Nadal „tańczy, walczy, nie odpuszcza…”.
"Ja, która w Polsce miałam wszystko myślałam, że Paryż padnie do moich stóp. Chodziłam od teatru do teatru. A w Paryżu tych teatrów, teatrzyków i kabaretów są setki. No więc stawałam grzecznie w kolejce i jak już doszłam do kasy grzecznie pytałam panią kasjerkę, co sama się po francusku nauczyłam: ja tańczyć Polka praca szukać taniec... I wylatywałam z hukiem, często przy salwach śmiechu ludzi z kolejki. W końcu zaczęło brakować nawet i na jedzenie dla Kaspra. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wybrałam duży teatr Mogador. Synowi kazałam trzymać się drzewka, które rosło przed teatrem i pod żadnym pozorem nie ruszać się z miejsca. Nie zwracając uwagi na bileterów i ochroniarzy pewnie weszłam do środka. Miałam szczęście, bo akurat trwała próba baletu. Na próbie tancerki tańczą nie poprzebierane. Weszłam na scenę i zaczęłam tańczyć tak jak i one. Ich choreograf czarny jak smoła Murzyn coś tam pokazywał i tańczył jak wąż. Nie zwracał uwagi na kopciuszka z Polski. Po jakiejś godzinie przed sceną pojawiła się blond piękność. I wtedy okazało się, że to była tancerka, która spóźniła się na próbę. Murzyn coś zaczął pokrzykiwać, bo przecież na scenie już był komplet tancerek. Okazało się, że to ja jestem ta obca. Murzyn kazał mi zostawić w recepcji mój numer telefonu. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Ty sale negre, jaki telefon, ja nawet na jedzenie nie mam. I wybiegłam z teatru.
A na ulicy już zapadł zmierzch. W dodatku rozpadał się deszcz. Moje biedne maleństwo stało trzymając zziębniętą rączką drzewko i płakało. Mamusiu, masz już tę pracę? Kupisz mi lody? Płakaliśmy obydwoje.
Za kilka dni do mojego szamberka na poddaszu przyszedł telegram. „Jesteś zatrudniona” i podpis Sale Negre. Okazało się, że szukał mnie wszędzie. Wiedział tylko, że Polka i blondynka. Jeden z tancerzy z Casino de Paris dał mu mój adres. Ja dostałam pracę a Kasper miednicę lodów. I rozpłakał się po raz drugi: Mamusiu, ja już nie mogę a jeszcze tyle zostało. Dziecko, teraz już nam nie zabraknie lodów."
(...)
NIGDY SIĘ NIE ZESTARZEĆ !
Więcej
"Ja, która w Polsce miałam wszystko myślałam, że Paryż padnie do moich stóp. Chodziłam od teatru do teatru. A w Paryżu tych teatrów, teatrzyków i kabaretów są setki. No więc stawałam grzecznie w kolejce i jak już doszłam do kasy grzecznie pytałam panią kasjerkę, co sama się po francusku nauczyłam: ja tańczyć Polka praca szukać taniec... I wylatywałam z hukiem, często przy salwach śmiechu ludzi z kolejki. W końcu zaczęło brakować nawet i na jedzenie dla Kaspra. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wybrałam duży teatr Mogador. Synowi kazałam trzymać się drzewka, które rosło przed teatrem i pod żadnym pozorem nie ruszać się z miejsca. Nie zwracając uwagi na bileterów i ochroniarzy pewnie weszłam do środka. Miałam szczęście, bo akurat trwała próba baletu. Na próbie tancerki tańczą nie poprzebierane. Weszłam na scenę i zaczęłam tańczyć tak jak i one. Ich choreograf czarny jak smoła Murzyn coś tam pokazywał i tańczył jak wąż. Nie zwracał uwagi na kopciuszka z Polski. Po jakiejś godzinie przed sceną pojawiła się blond piękność. I wtedy okazało się, że to była tancerka, która spóźniła się na próbę. Murzyn coś zaczął pokrzykiwać, bo przecież na scenie już był komplet tancerek. Okazało się, że to ja jestem ta obca. Murzyn kazał mi zostawić w recepcji mój numer telefonu. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Ty sale negre, jaki telefon, ja nawet na jedzenie nie mam. I wybiegłam z teatru.
A na ulicy już zapadł zmierzch. W dodatku rozpadał się deszcz. Moje biedne maleństwo stało trzymając zziębniętą rączką drzewko i płakało. Mamusiu, masz już tę pracę? Kupisz mi lody? Płakaliśmy obydwoje.
Za kilka dni do mojego szamberka na poddaszu przyszedł telegram. „Jesteś zatrudniona” i podpis Sale Negre. Okazało się, że szukał mnie wszędzie. Wiedział tylko, że Polka i blondynka. Jeden z tancerzy z Casino de Paris dał mu mój adres. Ja dostałam pracę a Kasper miednicę lodów. I rozpłakał się po raz drugi: Mamusiu, ja już nie mogę a jeszcze tyle zostało. Dziecko, teraz już nam nie zabraknie lodów."
(...)
NIGDY SIĘ NIE ZESTARZEĆ !
Więcej