Od dwóch lat, odkąd moje życie jest tym, czym być powinno, uczę się wzruszać. Poświęcam na to czas i skupienie. Rzadko się wzruszam. Wzruszam się wyjątkowo.
Myślę, że z dumą mogę stwierdzić, że po wielu miesiącach osiągnęłam swoisty sukces. W rezultacie jestem tym, co mnie wzrusza. Wiarygodnie i spontanicznie. Co porusza. Zupełnie się rozumiem wzruszającą.
Postanowiłam wziąć wzruszanie na warsztat, skoro odnalazłam tożsamość w tej ckliwości. Chciałabym wzruszać tym, co robię.
P.S. Trzy dni temu usłyszałam od Marty co mnie dobrze zna, kiedy opowiadałam o opłakiczytaniu Historii miłości Nicole Krauss w autobusie linii 575: Ty się zawsze tak łatwo wzruszałaś.
Czy ja muszę wymyślać rzeczy już wymyślone?
Podchodzę do siebie zawsze wielokrotnie.