Wittgenstein w notce do wydawcy pisze:
"Moja praca składa
się z dwu części: z tego, co w niej napisałem, oraz z wszystkiego, czego nie
napisałem. I właśnie ta druga część jest ważna".
(z przedmowy do polskiego wydania Tractatus
Logico-Philosophicus, PWN, Warszawa, 2012)
Gdyby
warunki sprzyjały, to zamiast ten tekst po prostu napisać, wyryłbym go
kolczykiem w meksykańskim kaktusie, najlepiej jedną ręką prowadząc wynajęty, a
jeszcze lepiej skradziony, samochód.
Artystki
takie jak Justyna Kisielewska przypominają, że to właśnie dzieła
minimalistyczne mogą być odczytywane jako ikony dzisiejszej kondycji ludzkiej
(nasuwa mi się tutaj wystawa Ha Chonghyun, koreańskiego artysty urodzonego
w 1935, którego wystawa sfinalizowała 2014 w nowojorskiej komercyjnej
galerii Blum & Poe).
Monochromatyczne wielkoformatowe (Bez tytułu, 2013, technika własna, 240x320cm; Bez tytułu, 2012, olej na kamieniu, 180x140 cm; Obraz, 2010, silikon i akryl na płótnie, 288x250cm; Obraz drugi, 2011, silikon na płótnie, 260x210 cm) lub maleńkie iskrzące (Bez tytułu, 2014, Au 23,75 kr; 0,075 gr; Obrazowanie, 2013, przetworzone klisze RTG na srebro próby 670) są minimalistyczne i estetyczne.
Czy można mówić o decyzjach estetycznych w twórczości Justyny
Kisielewskiej? Ona mówi, że chciałaby nie*. Jestem
zdania, że wszystkie jej projekty mają duży
potencjał aktywny i decyzja estetyczna zdaje się być odsunięta na plan
dalszy.
Jestem przekonany, że jej twórczość ma charakter
kontemplacyjny właśnie ze względu na zagadkowy aktywny pierwiastek jej
prac, jeśli w ogóle. Pierwiastek, który nie tylko aktywizuje mnie widza,
ale pozwala postrzegać Justynę jako artystkę aktywną! – co w przypadku raczej enigmatycznie
abstrakcyjnych projektów, ma przeciwną wartość logiczną
i jest na mnie wabikiem.
Właśnie ze względu na rodzaj osobliwego
aktywizmu – ośmielę
się stwierdzić społecznego, jest to artystka wyróżniająca się. Co takiego
ją wyróżnia?
Podróże i ich cielesny wymiar.
Mamy tu do czynienia ze specyficzną podróżą, nie tą romantyczną nomadyczną w poszukiwaniu lepszego miejsca. Zamiast podróż mówię raczej szwędaczka bez oczekiwanego efektu, mająca na celu samą szwędaczkę, a raczej korzystanie z dobrodziejstwa szwędaczki – Jak można postrzegać rzecz, przechodząc obok niej po raz kolejny, i kolejny? W jaki sposób można z nią koegzystować? Elaine Sturtevant napisała o powtórzeniu: „Repetition is not repeating – it’s interior movement” **
Szwędaczka jest bliższa temu, co robią zwierzęta – wracając w te same miejsca po własnych tropach,
sprawdzając terytorium. Nawet jeśli granice przesuwają się na
terytorium cudze, to Justyna Kisielewska sprawdza swoje możliwości w
wymiarze bardzo cielesnym i wynika to z doświadczenia człowieka, po
prostu. Usłyszałem od niej: Od
badania siebie nikt nie ucieknie. Od sprawdzania ile nasze ciało może żyć, być,
unieść, przejść, usłyszeć, zobaczyć, podźwignąć, przejechać...*
Ona sama zastanawiając się nad aktywnym elementem, który
zaproponowałem temu tekstowi, doszła do wniosku, że to dlatego, że kiedyś była
w klasie sportowej.*
Jej podróże, a przede wszystkim pakowanie roweru w
pociąg – uzupełnianie podróży
przeprawianiem się z hamakiem przez las, czasem nocą, wydają się
bardzo bliskie temu, co robi w sztuce.
Nie wie co ją spotka, jest jednak na to gotowa, a za nią
coraz większa liczba osób śledzących jej działania.
Justyna pojechała do Białegostoku montować
wystawę ŃCE w Galerii Arsenał z koncepcją labiryntu – wygląda na to, że widz będzie zmuszony
przejść przestrzeń wystawy dwa razy. Jednak to nie będzie podróż z
punktu A do punktu B, bo: Na drodze może się pojawić punkt C, a
potem niepostrzeżenie wpadnie się w przestrzeń, tu punktu,
tam odcinka.*
Nasza niedawna rozmowa odbyła się w pospiesznie zaimprowizowanym studio nagraniowym pod stołem opakowanym dywanami i płaszczami – nie muszę dodawać, że rozmawialiśmy w pozycji leżącej.
Język ze
względu na grawitację wpadał nam do gardła, gdy zapytałem o pochodzenie
tytułu ŃCE. Usłyszałem, że to być może połowa słońca, jeśli patrzeć dosłownie na wyraz,
a może to jakaś inna końcówka. Trudno ją wymówić i
natarczywie ląduje tam "i". Jest to wyzwanie dla języka, i to wcale
nie dla języka polskiego, ale tego w ciele, anatomicznego.
Zarówno tytuł, jak i organizacja przestrzeni wystawy zdają się odnosić do fizycznego aspektu jej twórczości i jestem ciekawy, czy znajdzie to przełożenie na odbiór prezentowanych prac.
Jednym tchem wymawiane: tematymateriałyproces.
Twierdzę, że artystka porusza się w przestrzeni alchemicznej, choć ona nazywa ją biochemią** (poszedłbym dalej i przywołał biogeometrię: negative green, a higher harmonic of ultra-violet, a higher harmonic of gold). Przypomnę żmudne pozyskiwanie srebra wysokiej próby z klisz rentgenowskich czy formowanie maleńkiej grudki złota tylko po to, by pokazać na wystawie Sterownik Czasu Rzeczywistego w Miejscu Projektów Zachęty w 2014 jedynie hologram, obietnicę bogactwa, złudzenie kruszcu, za którym oszalał świat.
Specyficzna to alchemia, która w przypadku Justyny
Kisielewskiej zdaje się stawiać sobie za cel zauważenie kłopotu
/ potrzeby, rozeznanie sytuacji oraz próbę weryfikacji na smak – wśród
znajomych artystka znana jest z kulinarnych sensacji i zdrowego trybu życia
oraz anegdot (jak ta o zdechłej myszy z pola, która może stać się przydatna w
leczeniu dzieci).
Artystka długo pozostaje w procesie tworzenia projektu,
kolekcjonuje materiały miesiącami (jak klisze rentgenowskie czy zdeptane
roślinne szczątki organiczne, kości, kamienie). Poddaje się tym
materiałom lub z nimi negocjuje - nie narzuca się ze swoją artystyczną wizją,
a wsłuchuje się w rzeczy (jak w przypadku prac silikonowych,
które wiele miesięcy pełniły rolę ramy pod materac).
Dla tego procesu jedyną możliwą formą opisu okazał
się wiersz ńce (2014), który powstał specjalnie na użytek tego tekstu:
ńce
– J., do czytania na głos
nie
chce zabijać przez biel
ani
rodzić za –
błyszczy
w peryferiach
skrojona
w
żywicznym mięśniu ujada
skanowana
do zera
bywa
gęstym ludzkim futrem
wciera
w twarz małpę i kurkumę
kładzie
na plecach ogień –
seminaria
z pudłości papieru na stosie
choć
miała masą bulgotać
prześwieca
miała
stanąć odważniej i zasłonić
pada
pod nogi i ocieka
chowa między
kciuk a wskazujący
kruszec którego
się domagacie
żyje
sekwencyjnie w fali aktywnych żłobień
dogrzana w
labiryntach mudrą krowy
szczery
uczeń wystąpi odziany w praworządność Słońca
złoty
człowiek dla złotego wieku!
ponieważ
ofiarował ciało swych skorumpowanych substancji na przetopienie w tyglu
alchemicznego pieca
olej
na kamieniu kamień na oleju
alchemia
tych co gotują a potem to jedzą
Bezpretensjonalne (proste swobodne naturalne) trzymanie stóp na ziemi.
O tym, że zainteresowania Justyny Kisielewskiej są w tkance
społecznej głębiej, niż na to wskazują, mogą świadczyć projekty kolaboracyjne,
w które artystka była zaangażowana w 2011 – zarówno
warsztaty N.A.T.U.R.E. w Kabelvag i
projekt Jan (znajomy
miał zostać na koszt organizatorów bez wiedzy organizatorów przemycony na
Lofoty i wcielony w zastane struktury), jak i warsztaty Granica w Poznaniu z okradanymi
grupowo i potajemnie studentami z Goldsmith University of London. Te
projekty ukazują twórczość skupioną na relacji i efemerycznej sytuacji – w
zaskakujący i nieoczywisty sposób odkrywają zakamuflowane społeczne
mechanizmy.
Metafora łamigłówki, sudoku, krzyżówki pasują Justynie Kisielewskiej do opisu własnych zainteresowań. Przejawem racjonalności działań jest bezkompromisowe studiowanie interesujących ją tematów (np. Obrazowanie, 2013, przetworzone klisze RTG na srebro próby 670). Artystka twierdzi wręcz: "Odzieram [wszystko] z piękna, którym zajmuje się sztuka – cała owiana metafizyką i inteligentną otoczką pięknych nazw, jak wena, potrzeba tworzenia... To wszystko w swoim laboratorium sprowadzam do pola powierzchni, objętości, wzorów chemicznych, wiązań kowalencyjnych i niekowalencyjnych. Sztuka staje się czystą matematyką, czystym laboratorium, które jakoś zawsze chciałam mieć.*
Na szczęście porządek, który towarzyszy pracom artystycznym nie jest tak logiczny, jak lubią to widzieć niektórzy artyści (naukowcy będą zgodni).
Z definicji racjonalne jest istnienie nieracjonalności. I to właśnie programowa wręcz niekonkretność, otwartość dzieła i brak należnej mu właściwej interpretacji, zbliżają tą twórczość do widza i oddalają od rebusowości. Demokratyzacja sztuki jest faktem, a Justyna chętnie i bardzo niekonkretnie o niej opowiada.
*
Powołuję się na rozmowę z artystką z dn. 23.12.2014 r.
** Powtórzenie nie jest powtarzaniem, jest ruchem wewnętrznym. / tł.
Marcin Turski dla Magazynu Punkt, nr 13.