"Odurzone lekturą romansów dziewczyny wolały wyskakiwać przez okno niż przechodzić przez otwarte drzwi. Wymieniały listy tajnymi sposobami, przekupywały służące; w chwili ucieczki miały ze sobą broń palną, którą nie potrafiły się posługiwać, a na dodatek uciekły konno, podczas gdy żadna z nich nigdy przedtem nie dosiadała konia…"
"Nie obyło się bez komplikacji, podchodów, dramatycznych zwrotów akcji i dziewczęcych łez, lecz właśnie tak wyrosło owo zupełnie niezwykłe uczucie, dumne i wybujałe jak kwiat kosaćca na swej sztywnej łodydze."
"W maju 1778 roku dwie młode walijskie arystokratki, pragnąc ująć los w swoje ręce, uciekły razem i zamknęły swą samotność na pięćdziesiąt trzy lata w malutkiej wiosce. Starsza z nich zmarłą w wieku dziewięćdziesięciu lat. W roku 1825 Sir Walter Scott odwiedził obie panie określane potocznie jako 'Ladies of Llangollen'."
"Nie dowiedzielibyśmy się już nic więcej o "Ladies of Llangollen", gdyby starsza z nich nie prowadziła, zgodnie z modą epoki, Dziennika, który w ciągu czterdziestu trzech lat przerwała jedynie dwa razy. Jak to się często zdarza istotom nadzwyczaj szczęśliwym, młodsza w ogóle nie przejawiała chęci wypowiadania się i milcząc przyjęła rolę słodkiego cienia. Nie byłą to już Sarah Ponsonby, lecz cząstką owej podwójnej osoby, która nazywała się "my". Straciła nawet swe imię, którego Lady Eleanor nie używa bodajże ani razu w swym Dzienniku. Nazywała się odtąd "Ukochana", "Lepsza Połowa" lub "Radość mego serca"…"
"Jeśli się nie mylę, w całym tekście pojawiają się raz tylko słowa"sypialnia" i "nasze łóżko". niech angielscy czytelnicy, którzy są zdecydowanie bardziej dociekliwi i perwersyjni ode mnie, rozstrzygną, czy jest to dowód; tylko dowód na co? Zazdroszcząc tak trwałego i niezniszczalnego uczucia, chcieliby zapewne, aby wierne sob ie dziewczyny sprzeniewierzyły się choć raz czystości uczuć – lecz co rozumieją przez czystość uczuć? Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że nie urąga dobrym obyczajom, kiedy ręka głaszcze młody policzek, ciepły i świeży jak brzoskwinia pod swą mechatą skórką, lecz kiedy ta sama ręka dotyka, ściska i lekko unosi różową niczym brzoskwinia pierś, trzeba się czerwienić, krzyczeć na alarm, piętnować napastniczkę… Czy aż tak trudno przyzwoitym ludziom uwierzyć w niewinność?!… Wiem, wiem, można mi odpowiedzieć, że policzek pozostaje zimny, podczas gdy pierś reaguje. Tym gorzej dla piersi! czy nie możesz, małą niedyskretna piersi, pozwolić nam ponad tobą pomarzyć samolubnie, przywołać miękkość, jutrzenki i wzgórza, powłóczyć się pomiędzy planetami, albo o niczym nie myśleć. Dlaczego nie jesteś z chłodnego marmuru, bez żadnego wyrazu, pełnego szacunku dla pieszczącej dłoni, nie mającej żadnych złych zamiarów? Nie prosiłyśmy cię o zdanie, a ty od razu obrażasz się, żebraczko i do tego tak męska, że aż wstyd…'W sprawach obyczajowych – twierdził pewien stary sędzia – prawie zawsze winna jest ofiara…'"
"Aby olśnić potomność i zawstydzić oszczerców, wystarczyło, że przyjaciółki zostawiły, na jednej z karteczek pomalowanych przez Sarach w kwiaty i ptaki, historię całego ich życia: Wraz z Ukochaną przechadzamy się przed domem."